Tekst niniejszy nie jest tekstem prawniczym, jest próbą spojrzenia na system prawny z punktu widzenia działacza społecznego.
Autor: Piotr Frączak
O tym, że w gąszczu pojęć prawnych nie jest łatwo się poruszać pisaliśmy na #prosteNGO już nie raz. Chociażby w tekście „Organizacje społeczne czy pozarządowe?” (Kliknij). Pisaliśmy też o tym, że samo pojęcie organizacji pozarządowej jest absolutnie nieczytelne – por. „Nowa definicja organizacji pozarządowej?” (Kliknij). Prezentowaliśmy też tezę, że być może przydałoby się nowe prawo dla organizacji (Kliknij). I nic się nie dzieje. Trochę jak w polskim filmie widzianym oczami bohaterów Rejsu. Co więc musiałoby się stać, aby sprawy nabrały tempa?
A komu to przeszkadza?
Bo te wszystkie konstrukcje prawne typu „organizacje społeczne i pozarządowe”, „organizacje społeczne, fundacje i stowarzyszenia”, „organizacje pozarządowe i fundacje”, „organizacje pozarządowe i stowarzyszenia” denerwują, ale nie są przesadnie uciążliwe. Podobnie jak pojawiające się często równolegle pojęcia „organizacje pożytku publicznego”, „podmioty ekonomii społecznej”, „organizacji społeczeństwa obywatelskiego” czy „podmioty reprezentujące społeczeństwo obywatelskie”. W codziennej działalności jest nam wszystko jedno. Używamy różnych pojęć zamiennie i nie powoduje to zazwyczaj żadnych negatywnych skutków, poza drobnymi nieporozumieniami. Czasami tylko w trakcie ogłaszania konkursu, czy przeglądania jego wyników, denerwujemy się, a to że KGW nie uznana została za organizację pozarządową, a to, że izba gospodarcza została za taką uznana.
W tej chwili problem ten dotknął partnerów społecznych. Oto te reprezentatywne związki zawodowe i organizacje pracodawców, które – przypomnijmy – są również… organizacjami pozarządowymi) są w niektórych ustawach wrzucani do jednego worka z partnerami gospodarczymi. Domagają się więc jasnego rozdzielenia, bo w niektórych konkursach unijnych, które powinny być dla reprezentatywnych partnerów społecznych dopuszcza się ,także inne podmioty. Jest więc o co się denerwować, choć pewnie te „inne podmioty” mogą mieć zupełnie inne spojrzenie na tę sprawę.
Ale problemy przy konkursach zdarza się stosunkowo rzadko. Zresztą, problematyka zapisów ustawowych mnoży się jeszcze na poziomie wytycznych, szczegółowych opisów projektów, dokumentacji konkursowej. Jako całość – rzecz nie do ogarnięcia.
Rzeczywistość bogatsza od teorii
Pewne jest bowiem, że nie da się wszystkiego przewidzieć, wszystkiego zapisać, wszystkiego ujednolicić. Trzeba się z tym pogodzić. Nie oznacza to jednak, że dozwolona jest w tej kwestii zupełna „wolna amerykanka”. Bowiem, to, że nie zawsze uda się jednoznacznie przesądzić kwestie definicyjne określonych pojęć nie powinno być usprawiedliwieniem dla bałaganu pojęciowego. Im bardziej proste, jasne i jednoznaczne (w tej kolejności) definicje znajdą się w prawie, im bardziej precyzyjnie będziemy ich używać, tym łatwiej będzie nam się porozumieć. Tak zwana „mętna woda” nie sprzyja jawności i przejrzystości.
Tak więc nie ma ideałów, ale też trzeba do nich dążyć. A przy dzisiejszym bałaganie pojęciowym wprowadzenie porządku wymaga dużego wysiłku. Zbyt dużego. I zaprawdę tylko w wyjątkowych okolicznościach można by go przeprowadzić.
Okienko transferowe
Ponieważ temat nie jest nośny (można z tym żyć) a przy tym skomplikowany (wymaga dużego wysiłku) to szansa na wolę polityczną by go podjąć jest niewielki. W nawale ważnych i pilnych spraw ta musi z natury rzeczy zostać pominięta. Chyba, że wydarzy się coś niezwykłego. A sytuacja wydaje się być sprzyjająca. Mamy po rządach PiS w prawie dla organizacji bałagan nie tylko w terminologii (Kliknij). Do tego opinia publiczna jest bombardowana informacjami o wykorzystywaniu za poprzedniego rządu publicznych pieniędzy do finansowania „swoich” organizacji czy wręcz budowania „drugiego” społeczeństwa obywatelskiego. To chyba wystarczające powody by przemyśleć system raz jeszcze. Wszystko wskazuje na to, że ustawa o działalności pożytku publicznego nie przystaje już do współczesnych wyzwań. Można ją łatać, ale jest duże prawdopodobieństwo, że nowelizacje, tak małe jak i duże, nie wystarczą. Podjęcie dyskusji nad kodyfikacją prawa organizacji (a mamy przecież już analizę prawną tego dotyczącą Kliknij) wymusiłoby prace nad rozumieniem pojęć, ich prawnych definicji. Wszystko przy jednej okazji. Trzy w jednym.
Czy jednak będzie wola polityczna by podjąć te prace? To zależy przede wszystkim od organizacji. Jeżeli zamiast zadowalać się resztkami z pańskiego stołu zechcą domagać się o wzmocnienia roli organizacji w życiu publicznym – to jest szansa. Władza obecna, przynajmniej deklaratywnie, widzi rolę silnego społeczeństwa obywatelskiego dla obrony demokracji czy budowania odporności społecznej. Trzeba jej tylko uświadomić, że w tych ramach prawnych społeczeństwo obywatelskie nie może się rozwijać, nie może być prawdziwie niezależne, a więc i nie może być prawdziwym partnerem dla administracji.
Potrzebujemy kodyfikacji prawa dla organizacji, które doceni i wzmocni obywatelskie zaangażowanie Polaków. Potrzebujemy prawa, które jasno pokaże czym są organizacje obywatelskie albo organizacje społeczeństwa obywatelskiego. To chyba najlepszy postulat na dziś. Warto o niego powalczyć. A w najbliższej perspektywie nie będzie chyba lepszej okazji by móc go wprowadzić w życie.