Wolność zrzeszania się to wolność od państwa, samotności i… fikcji!

Przemek Żak pięknie napisał o pięknie wolności: „Zobaczyć jej istotę, bo wtenczas każda szpetota ujawni się jako wszystko, co tę wolność ogranicza” (czytaj: Wolność Zrzeszania Się. Jak o niej (nie) dyskutuje). Jak jednak przełożyć te kategorie estetyczne na twarde fakty?

Autor: Piotr Frączak

Przemek Żak pięknie napisał o pięknie wolności: „Zobaczyć jej istotę, bo wtenczas każda szpetota ujawni się jako wszystko, co tę wolność ogranicza” (czytaj: Wolność Zrzeszania Się. Jak o niej (nie) dyskutuje). Jak jednak przełożyć te kategorie estetyczne na twarde fakty? Co tu jest pięknem? Dobra organizacji i porządek biurokratyczny? A może wręcz przeciwnie – piękno różnienia się i niekończących się dyskusji? Demokracja i podporządkowywanie się grupie, czy możliwość realizowania się i osiągania własnych celów?

Dla mnie wolność zrzeszania jest najpiękniejszym z praw obywatelskich, bo nie tylko jest wolnością od, ale także – a może przede wszystkim – wolnością do… Jest wolnością do samodzielności, ale właśnie w tych kontekstach. Wolności od państwa, jako sfery przymusu i ustandaryzowanych działań. Ale także wolności od samotności, która w istocie oznacza niemoc sprawczą. Wolność więc oznacza przede wszystkim możliwość nieskrępowanego działania i dużą szansę porażki… Ci, co szukają w stowarzyszeniach bezpieczeństwa (bezpiecznego zatrudnienia, spokojnej działalności, stałego finansowania itp.), to trochę „nie wiedzą, co czynią”…

Jednak to, co jest największym przeciwnikiem wolności, to wcale nie niewola, ale fikcja wolności. Z niewoli można próbować się wyzwolić. Same te próby często uznajemy już za element wyzwolenia. Problemem jest fikcja lub wręcz oszustwo. Przemek sądzi, że to brak dyskusji na ten temat jest problemem. To niewątpliwie prawda. Jednak najprawdopodobniej dyskusja ujawniłaby, że ta nasza prodemokratyczność, wiara w społeczeństwo obywatelskie, to jedynie „fałszywa świadomość”, sposób myślenia  (wierzący-niepraktykujący), który skrywa indywidualizm, egoizm i egocentryzm (Maria Ossowska w swoim słynnym tekście „Wzór obywatela w ustroju demokratycznym”, wskazuje, że egocentryzm jest w zasadzie bardziej niebezpieczny, niż egoizm). To właśnie nie tyle z braku dyskusji, co z pewnej fikcji w naszych poglądach, społeczeństwo obywatelskie jest tylko atrapą społeczeństwa obywatelskiego, a organizacje pozarządowe – w znacznej części, jeśli nie w większości – to tylko pozarządowopodobne (w analogii do wyrobów czekoladopodobnych z czasów PRL-u) firmy prywatne lub instytucje publiczne. Mówiłem o tym chociażby podczas debaty Jana Nowaka-Jeziorańskiego O nieufności – 26 marca 2015 r w siedzibie Rzecznika Praw Obywatelskich.

A jeżeli tak jest? Jeśli cały system dostosowany jest do pewnej gry o nazwie społeczeństwo obywatelskie i sektor pozarządowy? Są konkursy na zadania publiczne, które nie tylko nie finansują wcale zadań publicznych, ale też często są konkursami tylko z nazwy. Nie wygrywa najlepszy pomysł, ale najsprawniej napisany „pod sponsora” wniosek. Nikogo, czasem i samych wykonawców, nie obchodzą rezultaty realizowanych projektów, które po rozliczeniu wpadają w czarną dziurę niepamięci wraz z środkami publicznymi na nie wydanymi. W sektorze dominuje „mit skuteczności” (o tym pisałem już w 1998 roku w ASOCJACJACH w tekście „Struktura infrastruktury”)  – racje mają ci, którzy potrafią zdobyć pieniądze, co oznacza, że o racji decydują sponsorzy. W takiej grze potrzebny jest sprawny i profesjonalny zarząd oraz demokracja, jako legitymacja tego zarządu. W żadnym wypadku nie prawdziwa demokracja, już co najwyżej jedynie partycypacja pracowników. W tym wyścigu, przy takich zasadach, oczywiście wygrają ci, którzy szkolną zasadę „zakuj, zdaj i zapomnij” przekształcili w „zakontraktuj, zrealizuj, zapomnij”. Nie zmieniają świata, ale go kolonizują. Zabierają ze społeczeństwa obywatelskiego resztki soków i karmią nimi bezsensowne (często) projekty. Co więcej czują się dumni, że tak ładnie to robią, że podoba się to tym, którzy nie chcą zmian… Historyczne zmiany, tak duże (zniesienie niewolnictwa, uwłaszczenie chłopów, prawa wyborcze dla robotników, a potem kobiet), jak i te mniejsze innowacje (kanalizacja, rowery, samochody, kolej) nie były w społeczeństwie hołubione, ale musiały walczyć z obawami większości społeczeństwa. 

Jeśli więc sektor (w swej znaczącej części) jest fikcyjny (raczej schlebia gustom społecznym, niż stara się je zmienić), to i fikcyjne muszą być działania naprawcze konsultowane z tym sektorem. Przykłady: jak naprawić źle wydawane pieniądze na ekonomię społeczną, jeśli dyskutują o tym tylko beneficjenci (czasem bardzo sfrustrowani, ale jednak) tego systemu. Musieliby wbrew własnym interesom i wbrew oczekiwaniom rządzących próbować „walczyć z wiatrakami”. Jak zmienić system 1% (obecnie już 1,5%), który w sporej części finansuje nie społeczeństwo obywatelskie, ale zastępuje niewydolną państwową służbę zdrowia? To próba walki o środki z tymi, którzy potrzebują pieniędzy np. na leczenie swoich dzieci. Jak, z kolei, zmienić instytucje fundacji – tak aby stała się rzeczywiście źródłem dodatkowych środków na działalność społeczną, a nie mniej demokratyczną formą stowarzyszeń – skoro większość fundacji musiałaby na tym stracić, bo żyje nie z własnej działalności, ale z tych konkursów, co stowarzyszenia. Więc żyjemy w fikcji. Próbujemy ją naprawiać, ale z tej fikcji nie rezygnując. Czy nie oznacza to, że zamiast zwalczać nieprawidłowości jedynie przemalowywujemy tę fasadę pozorów, umacniając to, co udaje tylko piękność wolności zrzeszania się?

Wnioski. Odwołując się do wierszy Herberta można by powiedzieć, że z jednej strony wolność zrzeszania wymaga, jak chce tego Przemek, odwołania się do potęgi smaku („…estetyka może być pomocna w życiu. Nie należy zaniedbywać nauki o pięknie”). Jednak z drugiej wymaga też wyraźnego odcięcia się od ornamentatorstwa, które tylko imituje piękno („że się pędzi przy tym ciemne młyny, my się o to sztukatorzy nie martwimy”). Tak jak z wolnością, tak i demokracją, partycypacją, itp. – działania pozorne robią więcej szkody, niż przeciwnicy występujący z otwartą przyłbicą. 

Masz zdanie na ten temat? Odezwij się: p.fraczak@schuman.pl