Przewodnicząca Schrödingera 

W cieniu toczącej się dyskusji o NIW-ie nową Przewodniczącą Komitetu do spraw Pożytku Publicznego została Dominika Chorosińska.

Autor: Łukasz Gorczyński

W cieniu toczącej się dyskusji o NIW-ie nową Przewodniczącą Komitetu do spraw Pożytku Publicznego została Dominika Chorosińska. Przewodnicząca odpowiada m.in. za koordynowanie i monitorowanie współpracy organów administracji rządowej z sektorem organizacji pozarządowych i za przygotowywanie programów wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Emanacją wyboru jest lakoniczny wpis na stronie rządowej, w którym to wpisie próżno szukać śladów sektorowego doświadczenia pani Chorosińskiej (Kliknij).

Dominika Chorosińska jest też – a może przede wszystkim – Ministrą Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poprzednio resortem tym kierował Piotr Gliński, co podprowadza nas pod tezę, że Dominice Chorosińskiej przypisano wszystkie prerogatywy powiązanie właśnie z jego osobą, a nie właściwością ministerstwa. To z kolei jest kolejnym dowodem fasadowości stworzonego przez PiS ustawą o NIW-ie i nowelizacją ustawy o pożytku ładu instytucjonalnego dotyczącego sektora, o czym pisałem jeszcze w sierpniu br. recenzując dzieło wspomnianego Piotra Glińskiego w artykule pn. „#prosteNGO. Nikt ci tyle nie da, co ustawa ci obieca – czyli o aktywności Przewodniczącego Komitetu ds. Pożytku Publicznego” (Kliknij).

Patrząc przez pryzmat przepisów, to funkcja Przewodniczącego Komitetu do spraw Pożytku Publicznego jest istotniejsza, niż cała struktura NIW-u, który – jak też już wskazywałem w przywołanym artykule – jest po prostu agencją zajmującą się realizacją programów grantowych. Zgodnie z ustawą o NIW-ie, to Przewodniczący nadaje jego statut (art. 2 ust. 3), powołuje Dyrektora NIW-u (art. 5) i odwołuje Dyrektora NIW-u (art. 6) oraz powołuje i odwołuje Radę NIW-u (art. 10 ust. 1). Przypisanie pełnienia tej funkcji – nawet jeśli tylko na chwilę – osobie bez żadnego doświadczenia stanowi świadectwo podejścia do spraw sektora ustępującej ekipy.

Ciszej nad tym NIW-em?

Z faktu, że tak dużo mówi się teraz o NIW-ie może powstać mylny obraz, że to ta agencja ma kluczowe znaczenie dla rozwoju sektora organizacji pozarządowych. Nie ma. Ani ustawowo, ani praktycznie. Jest jednym z elementów obrazu znacznie większego. Nie stanowi też wzoru dla określonego modelu przekazywania dotacji centralnych, bo tego – między innym na skutek rządów PiS – nie ma.

Na tym obrazie, dla przykładu, koszty finansowe, jakie ponoszą polskie organizacje pozarządowe przez problem z praworządnością polskiego państwa są znacznie wyższe, niż jakiekolwiek kwoty, które w dyskusji o NIW padają. Trzymając się metafor związanych z kulturą (Dyrektor NIW, o którym niżej, przywołuje tutaj wizję spalenia Biblioteki Aleksandryjskiej) obraz ten zbliżony jest w swoim duchu do obrazu Hieronima Boscha „Ogród rozkoszy ziemskich”. Marnym pocieszeniem jest, że NIW znajduje się raczej w centrum tego tryptyku (dajmy na to – gdzieś tam na dole obrazu, tam w okolicach ryby), bo po jego prawej stronie, mamy przypadki spod znaku Willi Plus (Kliknij), czy dotacji przekazywanych z rezerwy celowej (Kliknij).

W dyskusji wybijający jest głos przywołanego Dyrektora Wojciecha Kaczmarczyka. Co zrozumiałe – Dyrektor Kaczmarczyk broni instytucji, za którą odpowiada. Nie może inaczej, choć zapewne mógłby w inny sposób (szczególnie w stosunku do osób z sektora pozarządowego). Na pewno jednak apele dyrektora NIW-u nie są i nie powinny być głosem w dyskusji organizacji pozarządowych. To punkt widzenia reprezentanta jednej z agencji rządowych, które reprezentują stanowisko odchodzącego rządu a nie środowiska trzeciego sektora.

Wydaje się jednocześnie, że Wojciech Kaczmarczyk jest sobie w stanie wyobrazić sytuację, że określoną część spośród programów, które obecnie są realizowane przez NIW i które powszechnie uznane są za potrzebne, realizuje operator społeczny, a nie agencja rządowa. Można odwrócić ten proces, który próbował zapoczątkować sam Piotr Gliński, chcąc aby funduszami norweskimi zarządzały nie organizacje, a władza centralna (podobne zakusy miał zresztą względem 0,5% podatku). Okazało się, że organizacjom pozarządowym w Polsce i ich sprawczości bardziej ufają rządy państw zagranicznych (Islandii, Liechtensteinu i Norwegii), niż politycy z ich własnego kraj.

I tak jak funduszami norweskimi, tak Funduszem Wspierania Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, stworzonym art. 88a ustawy o grach hazardowych, na którym opiera się NIW w obecnym kształcie, może zarządzać kilka organizacji pozarządowych. Bo właśnie – czy mówimy o obronie agencji rządowej, czy o utrzymaniu określonego programu dotacyjnego, czy o utrzymaniu określonego poziomu finansowania?

Czy społeczny operator to słuszny kierunek? Na pewno lepiej realizujący konstytucyjną zasadę pomocniczości, zgodnie z którą państwo nie powinno wykonywać zadań, które mogą być wykonywane w sposób bardziej efektywny przez mniejsze wspólnoty obywateli. Ten kierunek wymagałby – w mojej opinii – wzmocnienia organizacji pod kątem czysto formalnym. Ta legislacyjna możliwość przez lata była w domenie Piotra Glińskiego, który w tym temacie nie zrobił nic. Organizacje pozarządowe w relacjach z administracją publiczną nadal są bardzo słabe.

***

A co z ministrą Chorosińską? Podobnie jak z tym kotem Schrödingera, przypomnianym przez Szymona Hołownię w kontekście premiera Morawieckiego. Na rządowej stronie internetowej jest Przewodniczącą Komitetu do spraw Pożytku Publicznego, a jednocześnie nią nie jest, bo nawet nie jest sobie w stanie wyobrazić materii, którą miałaby się z racji przypisanej jej funkcji zajmować.

Źródło ilustracji: Kliknij