Autor: Piotr Frączak
W tekście „Wolność zrzeszania się to nie wolność pozyskiwania środków publicznych!” Karol Gutsze, w formie polemicznej do wcześniejszych tekstów, formułuje hipotezę, która wydaje się co najmniej kontrowersyjna. W podsumowaniu tekstu czytamy: „Wolność zrzeszania się to nie wyraz artystycznego piękna, ale zaspokojenie jednej z najbardziej podstawowych potrzeb człowieka. Jej ograniczanie jest ograniczaniem ważnej sfery życia społecznego. Niemniej jednak wspieranie wytworów tej wolności stanowi przedmiot świadomej polityki Państwa i moim zdaniem, może (a także powinno) być kształtowane w sposób realizujący politykę Państwa, bez tworzenia zbędnej fikcji”.
Niby należałoby się zgodzić z taką tezą. Oto każdy powinien mieć prawo do dowolnego zrzeszania się, ale nie powinien mieć prawa do automatycznego dofinansowania z kasy państwowej. Wolność zrzeszania jest więc raczej wolnością „od państwa” niż wolnością do „dostępu do państwowej kasy”.
Trzeba byłoby się również zgodzić – ale już z dużą dozą ostrożności – z przekonaniem, że państwo ma prawo realizować swoje polityki. Rzeczywiście państwo ma swoje uprawnienia i powinno mieć możliwość skutecznego ich realizowania. Jest jednak pewne ale… Niektórych to może cieszyć innych martwić, ale państwo przejmuje kontrolę nad coraz to nowymi obszarami życia. Dysponuje coraz to większym aparatem i coraz większymi zasobami. W tym kontekście wolności obywatelskie, w tym wolność zrzeszania, mogą (podkreślam to słowo) podlegać coraz większym ograniczeniom. Dlatego właśnie tak ważne jest, aby 1) przestrzegane przez administrację państwową były prawa – powinna ona działać tylko w granicach swoich uprawnień, 2) wzrastała rola zasady pomocniczości, dzięki której umacniane byłyby – jak stanowi Konstytucja – „uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Czyli są gdzieś granice działań polityk publicznych państwa, a dotyczy to szczególnie tak wrażliwych sfer jak prawa człowieka czy budowa społeczeństwa obywatelskiego.
Zazwyczaj bowiem traktujemy społeczeństwo obywatelskie jako sferę wolności. Każdy robi to co chce i co nie jest prawnie zakazane. To jednak tylko jeden z wymiarów społeczeństwa obywatelskiego. Innym jest to, że odbywa się tu cały czas ścieranie różnych interesów i ideologii. Tu testowane są innowacyjne rozwiązania, tu „ucierane” są i artykułowane niepolityczne postulaty. Tu jest prawdziwe życie społeczne i, jak podkreślał już de Tocquevill, jedyne zabezpieczenie przed pokusami władzy do przekraczania swoich uprawnień. Społeczeństwo obywatelskie to rodzaj ekosystemu, który pozostawiony sam sobie jest wstanie zachować równowagę. To właśnie takie społeczeństwo obywatelskie jest obroną przez zagrożeniami różnego rodzaju skrajności jednocześnie zapewniając tolerancję dla przekonań mniejszości.
Komentarz: Ostatnio słyszałem kilkakrotnie wypowiedź Kuby Wygnańskiego o tym, że bardzo przecież aktywne społeczeństwo Republiki Weimarskiej nie uchroniło Niemiec od faszyzmu. Pewnie warto by się pochylić nad dokładniejszą analizą tego fenomenu (zapraszamy na spotkania do Biblioteki Historii Społecznej przy OFOP-ie), ale to przecież raczej część zorganizowanej społeczności pod patronatem państwa i przy jego wsparciu zdominowała i zunifikowała (pozbywając się przeciwników) społeczeństwo obywatelskie do społeczeństwa… prorządowego. Byłby to więc nie tyle argument o słabości społeczeństwa obywatelskiego a destruktywnej roli państwa mieszającej się do „prywatnych” organizacji obywateli.
Dlatego też ingerencja władzy w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego powinna opierać się na zasadzie „po pierwsze nie szkodzić” (nie korumpować, nie uzależniać, nie popierać jednej ze stron społecznej debaty itp.). Oczywiście należy powierzać zadania państwa i samorządów organizacjom pozarządowym. To może być element wspierania zasady pomocniczości, ale musi to być rzeczywiste zlecanie zadań, wykonanych lepiej (niekoniecznie taniej), niż zrobiłby to biznes i sama administracja. Jednak nie powinno to w żaden sposób wpływać na równowagę wśród organizacji, podobnie jak – przynajmniej w teorii – zamówienia publiczne zapewniają niezależność biznesu od administracji. W przypadku organizacji jest inaczej. Już w samej narracji podkreśla się, że zlecanie zadań jest wspieraniem organizacji, podczas gdy sama idea ustawowa mówi o wspieraniu państwa i samorządu w realizacji ich zadań przez organizacje.
W tym kontekście trzeba więc zgodzić się z tezami z OFOP-owego raportu z realizacji projektu Monitoring Prawa Regulującego Współpracę Rządu z Organizacjami Pozarządowymi na Rzecz Dobra Wspólnego, w którym czytamy:
„Stowarzyszenia i fundacje pozbawione zostały wolności poprzez związanie ich z władzą wykonawczą w ten sposób, że w celu pozyskania finansowania swojej działalności muszą funkcjonować jako element aparatu administracyjnego państwa, mimo że w świetle zasad ustroju wcale nim nie są i nigdy być nie powinny”. W kontekście zaś powstania NIW-u autorzy raportu konkludują „Ustawodawca w ten ciekawy sposób tworzy kolejny sposób alokacji pieniędzy na rzecz organizacji III sektora, ale paradoksalnie – wbrew nazwie instytutu – nie gwarantuje wolności tych organizacji, ale tę wolność ogranicza, narzucając arbitralnie wybrane przez siebie zadania. Organizacje nie muszą, co prawda, ich wykonywać, ale ich możliwości wyboru są ograniczone”.
Podsumowując. Być może „wolność zrzeszania się to nie wyraz artystycznego piękna”, ale w walce o środowisko bronimy przed zagładą nie tylko pięknych motyli, czy pożytecznych pszczół ale także wstrętnych „robaków”, które w lesie zapewniają równowagę ekologiczną. Tak samo jest z organizacjami. Wolność zrzeszania jest dla wszystkich (nawet gdy nam się nie podobają) problemem jest jednak ingerencja państwa, która rości sobie prawo do przekształcenia dzikiego lasu w użyteczne dla siebie pole uprawne albo kontrolowany ogród francuski. Dlatego zamiast finansować tworzenie kapitałów żelaznych w niektórych organizacjach władza powinna stworzyć warunki by obywatele chcieli przekazywać środki (np. poprzez ulgi podatkowe) na takie fundusze. Zamiast wspierać rozwój instytucjonalny kilkudziesięciu organizacji z setek tysięcy powinno zmienić prawo tak, by przy zlecaniu zadań publicznych każda organizacja mogła przeznaczyć część dotacji (w analogii do zysku prywatnych przedsiębiorstwach) na rozwój instytucjonalny. Byłoby chyba i lepiej i sprawiedliwiej.
Masz zdanie na ten temat? Odezwij się: p.fraczak@schuman.pl