Czy potrzeba rzecznika praw organizacji pozarządowych?

W 2018 roku ustawą z dnia 6 marca 2018 r. o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców powołano nową instytucję Rzecznika MŚP. Nasuwa się pytanie, czy i organizacje nie potrzebują takiej instytucji.

W 2018 roku ustawą z dnia 6 marca 2018 r. o Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców powołano nową instytucję Rzecznika MŚP. Nasuwa się pytanie, czy i organizacje nie potrzebują takiej instytucji. Oczywiście powinny się zorganizować i same zabiegać o swoje interesy. Ale przecież jeśli znacznie zasobniejsze środowisko biznesu wymagało takiej instytucjonalnej „protezy”, to czy tym bardziej nie potrzebują jej organizacje pozarządowe? Pytanie pojawia się dziś nieprzypadkowo. Oto po raz kolejny organizacje obywatelskie stoją na pierwszej linii pomocy, a przy tym wydaje się, że mało kto zadaje sobie pytanie, co stanie się za chwilę.

Autor: Piotr Frączak

Gdy opadnie fala pomocy

A przecież kiedyś opadnie. Co to będzie oznaczało dla organizacji? Możemy tylko spekulować, ale jakimś punktem odniesienia mogą być doświadczenia z wielkiej „Powodzi pomocy” z 1997 roku. Wówczas też pracownicy i wolontariusze organizacji rzucili to, czym zajmowali się na co dzień i poświęcali swój czas i zasoby na organizowanie pomocy. I po wielkiej euforii nastąpiło załamanie. Wyczerpała się hojność prywatnych darczyńców. Różnego rodzaju fundusze wykorzystały swoje zasoby na wspieranie pomocy. Wolontariusze musieli wrócić do swojej codziennej pracy, a działacze padli ze zmęczenia. Nie wiem, czy są na ten temat jakieś badania, ale z moich obserwacji wynika, że znaczna część organizacji przeżywała kryzys, a część z nich już się nie podniosła. Pamiętam, jak zawiesiliśmy działalność redakcji ASOCJACJI, by wspierać wydawanie biuletynu Tratwa… Powrót do codzienności oznaczał nadrabianie zaległości, znaczne kłopoty finansowe i kadrowe. Trudno nie podejrzewać, że będzie tak i tym razem.

Skąd czerpać zasoby

Pewnie nie byłoby tego problemu, gdyby nie system funkcjonowania organizacji pozarządowych w Polsce. Bo wyobraźmy sobie organizacje, które przez lata zabiegają o swoją stabilność finansową, tworzą kadry, zdobywają wiedzę i umiejętności, budują swoje zaplecze społeczne. One w sytuacji kryzysu mogłyby rzeczywiście stać się zapleczem szerokiego ruchu samopomocy. A jaka jest rzeczywistość? Organizacje w codziennej pracy są drenowane przez system zlecania zadań, który zmusza je do zapewnienia wkładu własnego na, de facto, realizację zadań samorządowych i rządowych. W żaden sposób nie ułatwia im się tworzenia własności społecznej, która mogłaby być zapleczem dla działań społecznych, ale wręcz skazuje się je na działania z dnia na dzień, od dotacji do dotacji.

Gorzej niż przedsiębiorcy

Rzadko się o tym pamięta, ale w istocie organizacje są nie w lepszej, a czasem wręcz gorszej sytuacji niż przedsiębiorcy (por. Małe organizacje, coraz większe obowiązki). Dodatkowo nie posiadając właściwie własnych pieniędzy, wiele organizacji jest uzależnionych od dotacji, których uzyskiwanie i rozliczanie nie jest oparte na partnerskich relacjach. W dużej mierze organizacje są bezbronne, gdy administracja próbuje wyegzekwować źle wydatkowane – według niej – pieniądze. Nie mówiąc już o tym, że przedsiębiorcy są zabezpieczeni przed zbyt wieloma kontrolami naraz, podczas gdy organizacje można kontrolować do woli. 

W obronie praw do działania

Jest więc chyba powód, aby w szczególny sposób bronić jednak praw organizacji pozarządowych. Różnie można je liczyć, ale gdyby przyjąć dane GUS, „W 2020 r. działało 95,2 tys. rejestrowych organizacji non-profit. Dysponowały one 150,3 tys. pełnoetatowych miejsc pracy, które stanowiły 1,4% przeciętnego zatrudnienia w gospodarce narodowej”. To nie są liczby bez znaczenia. Z tą siłą trzeba się liczyć. Ktoś powie, że mamy specjalnego Przewodniczącego ds. Pożytku Publicznego, że jest Narodowy Instytut Wolności, który ma organizacje wspierać. Wydaje się jednak, że ten system wsparcia jest raczej częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem. Oto bowiem rządowe wsparcie, pomysły na rozwiązania legislacyjne (ustawa o sprawozdawczości, ekonomii społecznej, fundacjach rodzinnych) mogą ograniczać wolność zrzeszania, nakładać dodatkowe obowiązki (pod hasłem uproszczeń), nie zapewniając równości szans różnym inicjatywom. Dlatego warto pomyśleć o instytucji, która patrzyłaby na to ze strony organizacji, a nie rządu. Ale finansowana powinna być przez rząd, któremu powinno bardzo zależeć na niezależnych, stabilnych organizacjach, które naprawdę bardzo się przydają – szczególnie w sytuacjach kryzysowych. Jak dziś. 

Aneks – z archiwum, ku przypomnieniu wydarzeń sprzed 25 lat

Powódź (za Asocjacje nr 5/1997)

Autor: Piotr Frączak

Wiele organizacji, nawet tych, których bezpośrednio woda nie zalała, zostało wytrąconych z normalnego rytmu pracy. Ale też ogromu dobrej roboty, jaką wykonały w tym trudnym czasie, nie da się przecenić. Co więcej, ogólnie wiadomo, że to pospolite ruszenie, ta powódź pomocy nie powinna się skończyć wraz z cofnięciem się wody, wiele jest więc jeszcze do zrobienia. Katastrofa, która nas dotknęła, jest zbyt duża, aby nie spowodować znaczących zmian i wśród organizacji pozarządowych.

Po pierwsze, straty poniosły organizacje, których mienie zniszczyła woda. Wieloletni dorobek (od dotacji do dotacji, od sponsora do sponsora) nagle zniknął, a szanse odbudowania go w krótkim czasie są znikome. Dla wielu organizacji, szczególnie pomocowych, może oznaczać to zaprzestanie działalności.

Po drugie, straty poniosły organizacje, które z dnia na dzień przestawiły się na organizowanie pomocy dla powodzian. Odkładając realizację prowadzonych projektów, pozostawiając rutynowe działania zaryzykowały znaczne straty (w tym równie finansowe). Co więcej, choć jeszcze się tego nie dostrzega, rządowa, samorządowa i zupełnie prywatna pomoc dla ofiar powodzi musi uszczuplić potencjalne źródła finansowania organizacji. Znane są przykłady, gdy organizacje niosące pomoc na terenach zalanych zostały pozbawione środków (cofnięto obiecaną dotację) z uwagi na… konieczność pomocy powodzianom.

Po trzecie, nieznane są do tej pory rozmiary patologii pomocy, czyli np. form wyłudzania pieniędzy, niegospodarności itp. Po czasie zachwytu nadchodzi krytyczna refleksja. Czy negatywne przykłady nie zatrą w ostateczności ogromnego wysiłku i ogromnej społecznej ofiarności?

Pytań jest znacznie więcej niż odpowiedzi. Przytoczmy kilka, aby jedynie zasygnalizować ogrom problemów, które wymagałyby wyjaśnienia, i zachęcić do szerszej dyskusji jej efektem mógłby być naprawdę niezależny raport na temat pomocy.

Jakie były powody braku współpracy między administracją państwową a organizacjami pozarządowymi? Czy rzeczywiście konieczne było, aby administracja urządzała zbiórki publiczne?

Dlaczego pieniądze wpłacane w odruchu solidarności z ludźmi bezpośrednio zagrożonymi, np. na konto „Telewidzowie powodzianom”, zostały uruchomione z prawie miesięcznym opóźnieniem? Czy dystrybucja pomocy zorganizowanej przez organizacje pozarządowe zaspokajała najpilniejsze potrzeby, czy ilość różnorakich kont i inicjatyw zwiększała rzeczywiście zakres pomocy?

***

Powódź nieprozumień (za Asocjacje nr 7/1997)

Autor: Piotr Frączak

Reakcja społeczna na powódź na południu Polski była zaskoczeniem. Słusznie w prasie określano ją jako powódź pomocy czy trzecią Solidarność. Jednak z uwagi na czas przedwyborczy nie mieliśmy możliwości np. poznać szacunków strat wywołanych przez powódź. Teraz z kolei informacje takie nie mają wystarczającego przebicia w mediach. Odbiorcy są bowiem, podobno, zmęczeni powodzią.

Na posiedzeniu rządu 9 września 1997 r., jak podało Centrum Informacji Rządowej, Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski podziękował instytucjom działającym na rzecz powodzian. Zapomniał jedynie o obywatelach, którzy ofiarowali swój czas i pieniądze, oraz o organizacjach pozarządowych. Jednym słowem, słowa uznania dla tych, którzy wypełniali swój obowiązek, ani słowa o tych, którzy robili coś, czego robić nie musieli. Aleksander Kwaśniewski (według badań prezentowanych przez Wprost w numerze z 17 sierpnia) otrzymał za swoją działalność w czasie powodzi średnią ocenę 3,4 (rząd jedynie 2,9), podczas gdy organizacje charytatywne 4,3. Dodajmy tu, że ocena ta była wyższa niż dla straży pożarnej, środków masowego przekazu, powodzian czy obywateli z terenów nieobjętych powodzią (każda z tych kategorii po 4,2).

Ta niefrasobliwość w podziękowaniach (w końcu wszyscy działamy dla dobra wspólnego) ma swoje konsekwencje. I tak sprawozdania z wykonania Narodowego Programu Odbudowy i Modernizacji zawierają wiele informacji o zrealizowanych działaniach bez danych o tym, kto je zrealizował. W ten oto sposób nagle można odnieść nieuzasadnione wrażenie, że rząd oddał powodzianom jakieś mieszkania, które wcześniej oddał już (mamy nadzieję, że tym samym powodzianom) Caritas.

Wracając jeszcze na chwilę do czwartej władzy, czyli środków masowego przekazu, trzeba, podkreślając ogromną rolę, jaką odegrały w zapewnieniu przepływu informacji (do czego w istocie służyć powinny), przypomnieć, że przejęły rolę inicjatyw obywatelskich. Zafascynowane swoimi możliwościami zbierania pieniędzy często, jak można sądzić, nie poradziły sobie z ich sensowną dystrybucją. Program „Telewidzowie powodzianom” dobrze ilustruje tę tezę. Był to fachowo przeprowadzony fundraising, z tym że wpłacający widz miał poczucie, że pomaga tym zagrożonym bezpośrednio przez wodę, tym, których widział w reportażach z zalanych terenów. Jednak pieniądze z konta zostały rozdysponowane dopiero, gdy bezpośrednie zagrożenie minęło. Również sposób przeznaczenia tych pieniędzy można kwestionować. Indywidualna pomoc finansowa często, może nawet zbyt często, przeznaczana jest na rybę, a nie wędkę. Oznacza to, że przejadana czy przepijana kwota nie rozwiązywała żadnego problemu, co najwyżej odkładała go w czasie. Jedyne, co mogła zrobić, to skłócić społeczności lokalne. A przecież doświadczenia telewizji (np. z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy) powinny już nauczyć, że można mieć ogromne zasługi oddając konkretną robotę tym, którzy się na niej lepiej znają.

Włodzimierz Cimoszewicz powołując Radę Narodowego Programu Odbudowy i Modernizacji odwołał się do czynników społecznych, jak to się drzewiej mawiało. Niestety, zapomniał o tych organizacjach, których udział w zwalczaniu skutków powodzi był największy, tzn. organizacjach charytatywnych. Ograniczył się w dużej mierze do organizacji profesjonalnych, które jednak same (19 września) podkreśliły konieczność rozszerzenia Rady. Nie dziwi też podsumowanie tego spotkania, w którym czytamy: „(…) Organizacje pozarządowe w czasie powodzi udowodniły swoje przygotowanie i niezbędność w niesieniu pomocy dla osób poszkodowanych. Wypełniły te zadania dużo lepiej niż organizacje rządowe, wypełniając pewną lukę w niesieniu pomocy osobom poszkodowanym. (…) Należy zmienić Rozporządzenie Rady Ministrów z 29 lipca 1997 r., które zleca jednostkom niepaństwowym usuwanie skutków powodzi. Akt ten jest niedopracowany i zawiera wiele niejasności. Należy także spowodować podjęcie decyzji politycznej, która spowodowałaby wzrost znaczenia organizacji pozarządowych. Organizacje te powinny zająć się również pomocą lokalnym społecznościom w samoorganizowaniu się. Należy stworzyć przejrzyste możliwości finansowania działalności organizacji pozarządowych poprzez wprowadzenie ustawy o działalności pożytku publicznego oraz wyjaśnić zasady finansowania ze środków MPiPS oraz PFOŚ zadań realizowanych przez organizacje pozarządowe”.

Nie dziwi to, gdyż doświadczenie członków Rady mówi, że tam, gdzie nie udaje się namówić administracji rządowej do wypełniania zadań, pozostają do pomocy jedynie organizacje pozarządowe. Tak było np. w jednym z województw, gdzie prowadzono analizę strat psychologicznych i gdzie w podsumowaniu raportu z tych działań podkreśla się, że „jeśli ekipa Wojewody ma kłopoty z oddelegowaniem jednego lekarza na 10 dni pracy z powodzianami, jeśli trudno jej zdobyć jeden samochód, to nie ma żadnych podstaw do obdarzenia ich zaufaniem…”, a wcześniej – „zrealizowanie programu pomocy psychologicznej dla powodzian, którego się podjęliśmy, było możliwe tylko dzięki osobom związanym z organizacjami pozarządowymi…”.


Masz zdanie na ten temat? Odezwij się: p.fraczak@schuman.pl